Pierwszy album Dionne Warwick (1940)
jest subtelną, misternie utkaną płytą popową. Ale to pop z czasów,
kiedy ten gatunek trzymał bardzo wysoki poziom, daleki od obecnego
plastikowego produktu, który często nieproszony, dosadnie i
arogancko włazi z butami za próg naszej percepcji. Delikatne,
chciałoby się powiedzieć aksamitne chórki i idealne aranżacje (Burt Bacharach) klawiszy, smyczków czy dęciaków stanowią
doskonałe tło dla gładkiego, ciepłego głosu Dionne, która pływa
sobie po nich ze swobodą ptaka, gładko lądującego na śliskiej,
lustrzanej tafli czystej jak kryształ wody. Warwick potrafi też
zgrabnie krzyknąć jeśli utwór wymaga tego rodzaju ekspresji.
Wokalistka jest świadoma swoich umiejętności i potrafi je
wykorzystać (a to dopiero jej pierwszy album, w dniu wydania miała
23 lata). Teksty (Hal David) są bardzo proste, właściwie wszystkie
o miłości. Wchodzą do głowy, usadawiają się tam wygodnie jak w
głębokim fotelu i nie chcą się wynieść. Prawie każdą z tych
piosenek śpiewałem na głos pod prysznicem czy w myślach w tramwaju
przez bardzo długi czas. Słowa refrenów pojawiały się w najmniej
spodziewanych momentach. Nie miałem na to wpływu. Wszystko jest tu
na swoim miejscu, dokładnie takie jakie powinno być. Nastrój
utworów oscyluje pomiędzy przyjemną melancholią i szczerą
radością. Dla mnie to idealny album popowy. Perfekcyjny w swojej
dziedzinie. Nie mam nic do dodania. Trzeba posłuchać.
sobota, 30 marca 2013
piątek, 29 marca 2013
Paul Thomas Anderson, "Mistrz" (2012)
Ostatni film Paula Thomasa Andersona obrazuje sposób
działania kultu i nie chodzi tu o samych scjentologów. Oni
stanowią jedynie przykład. Obserwujemy spotkanie dwojga ludzi.
Człowiek wrak – poważne problemy rodzinne, trauma po wojnie, brak
miłości, samotność, alkoholizm. Człowiek mistrz –
wykształcenie, władza, pieniądze, miłość, rodzina, uwielbienie.
Na tym polu odbywa się starcie tytanów sztuki gry aktorskiej –
Joaquin Phoenix kontra Philip Seymour Hoffman. Wybitni artyści
potwierdzają tutaj swoją pozycję w świecie wielkiego ekranu. To
dzieło jest kolejną ramą, w którą oprawiono ich talenty. Wróćmy
jednak do scenariusza. Człowiek słaby zostaje złowiony, staje się
zależny od osobnika silnego, pewnego siebie. Pozorne uleczenie
poprzez uzależnienie od stowarzyszenia staje się kolejnym powodem
rozdarcia głównego bohatera. Wcale nie przerywa walki, którą
prowadzi sam ze sobą. Podobna sytuacja ma miejsce wewnątrz sekty.
Arogancja i dominacja jej założyciela metody ogłupiania i
wpływania na psychikę ludzi, agresja z jaką "mistrz"
reaguje na wszelkie zarzuty i uwagi osób spoza kręgu ma swoje
odbicie w postaci granej przez Phoenixa (tę zależność doskonale oddaje powyższy plakat). Prócz gry aktorskiej
największe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia, za które
odpowiedzialny jest Mihai Malaimare (wcześniej "Młodość
stulatka" i "Tetro" Coppoli). Wizualnie ten film to
poezja i podróż w czasie do powojennej Ameryki – przepiękne
wnętrza, eleganckie stroje, złote fale włosów i kolorowe sukienki
pięknych kobiet, gładkie i pastelowe obrazy. Muzyką zajął się
Jonny Greenwood. Film się delikatnie dłuży i nie jest łatwy ale
zdecydowanie warto go zobaczyć Nie tylko ze względu na popisowe
role wspomnianych tuzów współczesnej kinematografii ale także ze
względu na wartościową treść, stronę wizualną i muzykę.
czwartek, 28 marca 2013
środa, 27 marca 2013
Truman Capote, "Porterty i obserwacje. Eseje" (Albatros, 2012)
"Portrety
i obserwacje. Eseje" to doskonała książka dla tych, którzy
chcą głębiej poznać Trumana Capote'a (1924-1984) jako autora ale także jako
człowieka. Dzięki niej możemy spojrzeć na świat jego oczami,
poprzez jego słowa. Zbiór esejów, które powstały pomiędzy 1942, a 1984 rokiem jest bardzo pokaźny – blisko
600 stron. Ja sam czytałem tę książkę dość długo z wieloma
przerwami ale każda chwila obcowania z nią była dla mnie
niezwykle wartościowym i pięknym doświadczeniem. Jest ona
przepełniona kunsztownie skomponowanymi opisami niezliczonych
podróży pisarza, portretami psychologicznymi, wspomnieniami z
dzieciństwa i młodości. Czytając ją przekonujemy się o tym, jak
bardzo utalentowanym ale i pracowitym autorem był Truman Capote.
Jest to także ogromne kompendium wiedzy na temat jego życia. Tutaj szczególnie polecam dwa wywiady, które przeprowadził sam ze sobą
(niesamowicie smutne i szczere wyznania zawarte w "Nocnym
przewracaniu się z boku na bok", które powstało na kilka lat
przed jego śmiercią). Prócz tego pisarz przekazuje nam ciekawe,
czasem bardzo pikantne informacje i spostrzeżenia związane ze
środowiskiem gwiazd, pisarzy, aktorów i artystów, w którym się
obracał. Pojawiają się tutaj takie nazwiska jak: Jean Cocteau,
Richard Avedon, Marcel Duchamp, Cecil Beaton, Ezra Pound, Tennessee Williams, Marlon
Brando, Marilyn Monroe, Pablo Picasso, Charlie Chaplin, Coco Chanel
oraz wiele, wiele innych, równie znanych i poważanych osobistości.
Jeżeli
ktoś chce doświadczyć dzieł pisarza w pełni, wejść na chwilę
do głowy Trumana Capote'a, prześledzić zawiłe losy jego życia oraz
przekonać się o niezaprzeczalnym talencie jaki posiadał, to moim zdaniem
powinien zacząć własnie od tej pozycji.
Etykiety:
Avedon,
Beaton,
Charlie Chaplin,
Coco Chanel,
Cocteau,
Duchamp,
Ezra Pound,
Jakub Figiel,
ksiązki,
Marilyn Monroe,
Marlon Brando,
Picasso,
recenzja,
Tennessee Williams,
Truman Capote
poniedziałek, 25 marca 2013
Neil Young & Crazy Horse, "Psychedelic Pill" (Reprise, 2012)
Driftin' Back
Dwadzieścia
siedem minut i 37 sekund. Jeśli tylko sobie na to pozwolimy to
popłyniemy na łagodnej fali szumiących gitar daleko stąd (oby jak
najdalej). „I'm drifting back”. Muzycznie to podróż do
przeszłości, kiedy nie było nam szkoda czasu, żeby obracać
kolejno czarne krążki na ich drugie strony, żeby słuchać, tylko
słuchać, dać się przeszywać kolejnym plamom dźwięku na wylot.
Kiedy
ostatni raz włączyłeś/aś fizyczne wydanie jakiegoś albumu i
przesłuchałaś/eś go do końca?
Duchowe podróże wyszły z mody.
W
warstwie tekstowej Young dzieli się z nami krytycznymi
przemyśleniami dotyczącymi naszego tu i teraz w kulturze. Za 35
dolarów kupisz sobie mantrę albo kilkadziesiąt empetrójek.
Picasso „fajnie” wygląda na tapecie. Zapomnij o swojej duszy.
Zrób sobie „fajną” fryzurkę. Kolejne wersy są tu jedynie
przerwami, kiedy to możemy złapać oddech przed następnym
zanurzeniem w niespokojnym, sonicznym źródle pełnym
psychodelicznych barw. Young boi się, że nie dotrzemy nawet do
cząstki tego co on sam włożył w ten utwór. „When you hear my
song now, you only get 5 percent, you used to get it all”... Moim
zdaniem to 5 % to i tak nieźle. Czy jesteśmy w stanie poddać się
fali, która wprawi naszą łódź w dryf ku temu, co tak bardzo się
od nas oddala gdy stoimy na brzegu?
„I'm
drifting back”
Szkoda
Twojego czasu. Szkoda mi naszych czasów.
Psychedelic
Pill
Jeśli
jesteś na drugim utworze to albo przełączyłaś/eś pierwszy albo
właśnie skończyłeś słuchać kompozycji, która trwała prawie
pół godziny. Brawo! Pora na nagrodę. „Pscyhedelic Pill”, utwór
tytułowy. Przeszedłeś rytuał wprowadzenia („Driftin' Back”) i
dostajesz pigułkę. Are you looking for a good time? Well here it
is. Doktor Young serwuje konkretny „lek” bez recepty.
Ramada
Inn
Piosenka
o miłości. Szesnaście minut? Gitary mówią tutaj tak samo wiele
jak i słowa. Można przeprowadzić operację na sercu przez uszy.
Wydaje mi się, że jeśli nadal chcesz uczestniczyć w tej podroży,
to nie muszę Ci tego tłumaczyć. Naprawdę w to wierzę. Psy
szczekają, karawana oszalałych koni jedzie dalej.
Born
in Ontario
Young:
„I still like to sing a happy song
Once in a while and things go wrong
I pick up a pen, scribble on a page
Try to make sense of my inner rage”
Kolejnym przystankiem na naszej trasie jest Ontario z czasów
młodości Neila czyli once again I'm driftin' back.
„I was born in Ontario
Where the black fly bites
And the green grass grows
That's where I learned most of what I know
Cause you don't learn much
When you start to get old”
Szczerość i prostota. Przeszłość. Młodość. Hołd złożony
krainie z dzieciństwa.
Twisted
Road
Zostajemy w rejonach związanych z przeszłością i wspomnieniami.
Neil cały czas snuje opowieści. Hołdu część druga: Bob Dylan,
Grateful Dead, Roy Orbison.
Let the good times roll!
She's
Always Dancing
Muzyka. Bez ograniczeń. Żyje w swoim świecie. Dzieli swoje sny z
dziećmi. Zawsze w ruchu. Na zawsze. Podawana z ręki do ręki.
Szybuje w powietrzu. Szuka swojego katalizatora. Żyje na krawędzi.
Unosi się wśród smużek dymu. Ma nadzieję. Płonie. Wypala się.
Przechodzi z ręki do ręki. Próbuje utrzymać się w swoim
powietrznym tańcu.
For
the Love of Man
Zatrzymujemy się na zakurzonej dróżce leśnej, która prowadzi do
małego drewnianego kościółka. Neil prosi nas o cierpliwość.
Wchodzi do świątyni by zatopić się w refleksyjnej modlitwie.
Walk
Like a Giant
Powoli
zapada zmrok, siadamy przy ognisku. Zmęczeni zapadamy w płytki sen.
Budzi nas mroźne powietrze. Neil postanawia opowiedzieć nam swój
sen. W tym śnie był olbrzymem, wszechmocnym, mógł wpływać na
los świata, kroczył ciężko po Ziemi, szukał wyjścia, duchowego
światła. Miał swoje przekonania, ideały, wierzył, że jest w
stanie zrobić coś dobrego, dokonać istotnych zmian. Jednak jego
marsz został przerwany. Potknął się, wypadł z toru, spadał
długo i powoli, w powietrzu zmienił się w drobny listek.
Poszybował niesiony wiatrem, opadł miękko na taflę wody i
popłynął z prądem, nigdy jednak nie zatracił nadziei. Czuł, że
prócz wiatru napędza go także miłość, że nie może się
poddać, musi wierzyć w siebie i swoje przekonania, nawet jeśli nie
ma wpływu na otaczający go świat. Otworzył oczy, czuł żal i
rezygnację ale marzenie o wielkości pozostało. Kilka osób z grupy
postanowiło zawrócić. Podobno podczas powrotu słyszeli za sobą
jeszcze przez jakiś czas oddalające się kroki olbrzyma.
czwartek, 14 marca 2013
wtorek, 12 marca 2013
Krzysztof Zanussi, "Iluminacja" (1972)
Dzięki Akademii Polskiego Filmu zobaczyłem moim zdaniem jedno z najciekawszych dzieł polskiej kinematografii. Mowa tutaj o niezwykłym obrazie Krzysztofa Zanussiego pt. "Iluminacja". Swoją oryginalność zawdzięcza on podejściu do formy, która podporządkowana jest tutaj treści. Film przybiera więc postać eseju. "Iluminacja" to hybryda ruchomych obrazów, sylwa będąca refleksją na temat sensu życia ludzkiego. Wraz z głównym bohaterem (świetna postać Franciszka Retmana, stworzona przez operatora Stanisława Latałłę) szukamy odpowiedzi na fundamentalne pytania. Śledząc jego kroki wyruszamy w trudną ale momentami bardzo piękną podróż. Bo ten film to podróż, pełna niewygodnych pytań, podróż daleko wgłąb siebie. Poznanie to doświadczenie trudne ale i piękne. Dodatkowo okraszone muzyką Wojciecha Kilara skłania się bardziej w tę drugą stronę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)