piątek, 29 marca 2013

Paul Thomas Anderson, "Mistrz" (2012)



    Ostatni film Paula Thomasa Andersona obrazuje sposób działania kultu i nie chodzi tu o samych scjentologów. Oni stanowią jedynie przykład. Obserwujemy spotkanie dwojga ludzi. Człowiek wrak – poważne problemy rodzinne, trauma po wojnie, brak miłości, samotność, alkoholizm. Człowiek mistrz – wykształcenie, władza, pieniądze, miłość, rodzina, uwielbienie. Na tym polu odbywa się starcie tytanów sztuki gry aktorskiej – Joaquin Phoenix kontra Philip Seymour Hoffman. Wybitni artyści potwierdzają tutaj swoją pozycję w świecie wielkiego ekranu. To dzieło jest kolejną ramą, w którą oprawiono ich talenty. Wróćmy jednak do scenariusza. Człowiek słaby zostaje złowiony, staje się zależny od osobnika silnego, pewnego siebie. Pozorne uleczenie poprzez uzależnienie od stowarzyszenia staje się kolejnym powodem rozdarcia głównego bohatera. Wcale nie przerywa walki, którą prowadzi sam ze sobą. Podobna sytuacja ma miejsce wewnątrz sekty. Arogancja i dominacja jej założyciela  metody ogłupiania i wpływania na psychikę ludzi, agresja z jaką "mistrz" reaguje na wszelkie zarzuty i uwagi osób spoza kręgu ma swoje odbicie w postaci granej przez Phoenixa (tę zależność doskonale oddaje powyższy plakat). Prócz gry aktorskiej największe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia, za które odpowiedzialny jest Mihai Malaimare (wcześniej "Młodość stulatka" i "Tetro" Coppoli). Wizualnie ten film to poezja i podróż w czasie do powojennej Ameryki – przepiękne wnętrza, eleganckie stroje, złote fale włosów i kolorowe sukienki pięknych kobiet, gładkie i pastelowe obrazy. Muzyką zajął się Jonny Greenwood. Film się delikatnie dłuży i nie jest łatwy ale zdecydowanie warto go zobaczyć  Nie tylko ze względu na popisowe role wspomnianych tuzów współczesnej kinematografii ale także ze względu na wartościową treść, stronę wizualną i muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz